Powrót



czy można nazwać porankiem
tę cudowną niesamowitą roztańczoną
kaskadę promieni przebijającą sztyletami
światła zapyziałą zmiętą od snu ziemię

od tego blasku nawet nie widać
błękitu nieba będącego teraz
szaro jasno niebieską plamą
rycerz słońca walczy zawzięcie
z robakami ciemności

a mnie fantazja porwała
przeniosła przez mury domu
i czułem jak lecę wtulony
w skrzydła wielkiego orła
w świat nieznanego szczęścia

w bezkresie kosmosu
w zawirowanych tęczach
paliły rozedrganym żarem milionów stopni
jakieś oczy miłości pełne
a mnie się zdało że to ona patrzy